rozpylaczek rozpylaczek
2380
BLOG

Czy Jarosława Kaczyńskiego chciano otruć?

rozpylaczek rozpylaczek Polityka Obserwuj notkę 67

Niedawno w Sejmie Jarosław Kaczyński powiedział, że gdy był premierem, to z patriotyzmu jadał w rządowej stołówce, choć jedzenie tam było tak podłe, że „gębę mu wykrzywiało”.

Zrobił się o to szum. Premier Donald Tusk natychmiast odpowiedział: „Jem w pracy obiady z kancelaryjnej kuchni od 7 lat. Są skromne, ale bardzo dobre. Domowe. Najlepsze są kotlety mielone, ziemniaki i mizeria”.

W dzisiejszym „Fakcie” Kaczyński ciągnie ten wątek. Na pytanie „Te mielone za pana czasów jako premiera naprawdę były takie paskudne?” – odpowiedział tak: „To nie były mielone. Pierwszy raz o tym wspominam. Ja za każdym razem dostawałem taką breję, o której nie potrafię powiedzieć, czym była. To na pewno nie było to, o czym teraz Donald Tusk opowiada. Jedna z nich była z sosem pomidorowym i to jeszcze jakoś się jadło. A ja naprawdę nie jestem wymagający – kotlet z kartoflami i mizerią to naprawdę jest bardzo dobra rzecz”.

Czy to tylko zderzenie dwóch subiektywnych poglądów na ten sam temat? Myślę, że sprawa jest dużo poważniejsza i wymaga przeprowadzenie gruntownego śledztwa dziennikarskiego (Cezary Gmyz, nie spać, szukać trotylu!), a może nawet prokuratorskiego.

Kluczowe są tu słowa Jarosława Kaczyńskiego „za każdym razem dostawałem taką breję”... Tu tkwi rozwiązanie zagadki. Moim zdaniem przebieg wypadków był następujący. Gdy na obiad przychodził Donald Tusk oraz inne osoby korzystające z tej stołówki, obsługa podawała normalne jedzenie. Jak to ujął Donald Tusk, „skromne, ale bardzo dobre, domowe”. Gdy jednak do stołówki wchodził Jarosław Kaczyński, w kuchni błyskała czerwona lampa i rozlegał się sygnał alarmowy. To był dla kucharzy znak, żeby zamiast normalnego obiadu podać „paskudną breję, o której nie da się powiedzieć, czym była”. Ot, i cała tajemnica.

Ale nie wolno tego tak zostawić. Gdy wróci IV RP, trzeba będzie wyłapać tych wszystkich kucharzy i odpytać, na czyj rozkaz to robili i co do tej brei dokładali, skoro Jarosławowi Kaczyńskiemu jedzenie tego aż gębę wykrzywiało. A przecież Jarosław Kaczyński sam mówi, że nie jest wymagający. W tej brei musiały więc być naprawdę straszne paskudztwa, a może po prostu trucizna, a Jarosław Kaczyński ocalał cudem.

Mam nadzieję, że zostanie powołana specjalna komisja śledcza, najlepiej pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza, która wykryje całą prawdę i wskaże winnych.

Jerzy Skoczylas

rozpylaczek
O mnie rozpylaczek

Stoję tam, gdzie stało ZOMO, dziecko resortowe, dziadek z Wehrmachtu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka